Kategorie
Prawybory USA 2020

Prawybory u Republikanów

Wiele osób nie wie, ale prawybory obecnie toczą się nie tylko u Demokratów, ale u Republikanów też. Tak, Trump jest prezydentem i będzie oczywiście reprezenotwać partię w listopadzie. Ale partia może sobie wystawić kogo chce i wcale nie musi to być urzędujący prezydent.

Jak to działa

W systemie prawyborczym w USA prawybory są organizowane niezależnie od tego ilu jest kandydatów. Normalnie urzędujący prezydent dostaje nominację swojej partii, ale i tak jest to potwierdzane w prawyborach. Ale nie zawsze. Były sytuacje – np. w 1976 – kiedy urzędujący prezydent był wyzywany na pojedynek prawyborczy przez kandydata ze swojej partii ze skrzydła, które było z niego niezadowolone. Jeżeli jest to poważne wyzwanie to taki pojedynek kończy się historycznie tragicznie dla biorących udział. Challenger przegrywa, a urzędujący POTUS zawsze przegrywa potem wybory.

A Trump?

W GOP przeciw Trumpowi kandydatem na prezydenta jest teraz już tylko Rocky De La Fuente. Nigdy o nim wcześniej nie słyszałem i raczej nie usłyszymy. Do wczoraj kontrkandydatem był jeszcze Bill Weld, przed 25 laty gubernator Massachusetts. Mocno wątpię, aby on też jeszcze kiedyś zagościł na tym blogu, ale przynajmniej ten zdobył 1 z 1331 delegatów na konwencje Republikanów [oklaski]. Obaj są Republikanami z kategorii Never-Trumpers, gatunek kiedyś powszechny, aktualnie wymierający. Generalnie podoba im się, co Trump robi w pracy, ale nie mogą go znieść, jako osoby i jego języka. Żaden z kontrkandydatów nie ma oczywiście najmniejszych szans na nominację czy elekcję.

Żeby ktoś mógł rzucić Trumpowi rzeczywiste wyzwanie to musiałby mieć część elektoratu partii, która nie czuje się w partii doceniona. W 2012 sztab Obamy był przerażony kiedy było zagrożenie, że Sanders wystartuje przeciw niemu, bo groźba była realna (i wtedy Obama by przegrał z Romney’em). Oczywiście do tego nie doszło.

Wyborcy GOP natomiast kochają Trumpa. Never-Trumpers są albo poza partią, albo się nawrócili, albo są całkowitym marginesem. Ci wyborcy co Trumpa nie kochają to przynajmniej dostają od niego red meat i go tolerują.

Trump – król Persji

Są też bardziej oryginalne rozwiązania: religijni ewangeliści z Bible Belt (tzw Pas Bibilijny – seria religijnych stanów od Teksasu do South Carolina) mieli duuuży problem żeby popierać Trumpa. Naturalna skromność kandydata, szacunek dla innych boskich stworzeń i sex z gwiazdą porno w czasie kiedy żona… nie może, bo jest po porodzie… jakoś ich nie przekonywał.

Jednakże wytłumaczyli sobie, że mogą popierać Trumpa, bo choć nie jest jednym z bogobojnych chrześcijan (jak oni) to jest… Królem Dariuszem.

Myślenie idzie tak: król Dariusz ze Starego Testamentu nie był Żydem. Był poganinem i całą pewnością skończył w piekle. Ale też był dla Żydów dobry, bo pozwolił im odbudować świątynię w Jerozolimie. Trump też nie jest jednym z nas, ale broni wolności religijnych, zwolnień podatkowych dla kościołów, jest przeciw aborcji, wstawia do SCOTUS sędziów, którzy są religijnymi chrześcijanami itd. A że jest za małżeństwami gejowskimi i całą gorszącą resztą? No cóż, król Dariusz też organizował wyuzdane libacje, w których żaden pobożny Żyd nie brałby udziału.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *